Kiedyś mój brat w Sztokholmie zapodal mi bardzo dobre linguine. Postanowiłam odtworzyć to danie. Pół czerwonej cebuli, dwa ząbki czosnku, do tego malutkie pieczarki, srujnelam bianco, jak mawiał Topol, na to dwa kawałki salciccia, odrobinę śmietany, woda spod makaronu i trochę oregano zebranego własnoręcznie w Pirenejach. Na to linguine i parmezan.